wtorek, 16 września 2014

Jedenaste: nie choruj, czyli kilka słów o tym, jak dawniej leczono


Jak dawniej leczono

Narzekacie na kolejki w przychodniach, na czas oczekiwania na wizytę u specjalisty, na zbyt krótkie L4? Mamy dla Was jedno pocieszenie – bez recepty: zawsze mogło być gorzej. Książka „Jak dawniej leczono, czyli plomby z mchu i inne historie” zawojowała w ostatnich tygodniach sporą ilość pracowników naszego wydawnictwa, przyprawiając ich o wyjątkowo dobry humor. Chociaż humor w książce bywa czarny jak smoła a jakby się tak dobrze zastanowić, to wszystko wcale nie jest śmieszne... Historia medycyny pełna jest bowiem przypadków tak dziwnych, przerażających i nieprawdopodobnych, że do patronatu nad książką, zamiast magazynów o zdrowiu, zaprosiliśmy... Nową Fantastykę.

Każdy z rozdziałów, dotyczących poszczególnych epok sprawia, że oczy otwierają nam się ze zdziwienia coraz szerzej. I tak z papirusu Edwina Smitha, staroegipskiego medycznego tekstu, dowiadujemy się, że w starożytnym Egipcie na rany na czaszce

 „przykładano świeże mięso, a na bóle głowy autor papirusu z Kahun zalecał wcieranie w oczy gęsiego łoju z dodatkiem oślej wątroby. Osobie, którą bolały zęby, wpychano w gardło nieżywą mysz. Ludziom z zaćmą posypywano oczy rozgrzanym tłuczonym szkłem, co – o dziwo – ponoć działało, a we wrośnięte rzęsy wcierano krew nietoperza. Osobom cierpiącym na podagrę kazano stawać na węgorzu elektrycznym”.
W średniowieczu sytuacja wcale się nie poprawiła, a wręcz przeciwnie – nieufność, jaką „oficjalni” medycy darzyli osoby zajmujące się ówczesną medycyną alternatywną, doprowadziła w końcu do rozpalenia stosów, na których spłonęło wiele zasłużonych dla swoich społeczności zielarek i felczerów, oskarżonych o konszachty z diabłem. Tymczasem oświeceni absolwenci średniowiecznych studiów medycznych mieli otwarte pole do eksperymentowania na swoich pacjentach. Nawet słynna Hildegarda z Bingen, dziś uważana za prekursorkę nowoczesnej medycyny,

„chcąc wyleczyć pacjenta z żółtaczki, pozbawiała nietoperza przytomności, a następnie przywiązywała go do lędźwi chorego. Napary z suszonej wątroby lwa miały łagodzić niestrawność, a mężczyznom niezaspokojonym seksualnie radziła nacierać genitalia maścią z krogulca i soku z drzew. Lekarstwem na padaczkę było pieczone przez nią ciasto z krwią kreta, dziobem kaczki oraz łapą samicy gęsi”.

Autor opowiada o tych praktykach z przymrużeniem oka, jednak za tą pozorną beztroską kryją się poważne oskarżenia. Przepychanki medyków i ich wrogość do osób, które wiedzę na temat anatomii naprawdę posiadały były bowiem przyczyną zapaści w nauce, a wiele odkryć przepadło tylko dlatego, że wielcy uczeni stanowczo sprzeciwiali się ich uznaniu.

„Trzeba tylko przemawiać w sukni i w birecie. Wówczas wszelkie bredzenie staje się uczonością, a każda niedorzeczność niezbitym argumentem”
Molier, Chory z urojenia
Z jednej strony bowiem wiedza o ciele ludzkim przez wieki średnie i renesans znacznie się rozwinęła, jednak lekarze, łącznie ze słynnym Paracelsusem nie zrezygnowali zarówno z tępienia czarownic, jak i z makabrycznych pomysłów na zwalczanie chorób... niestety częściej zwalczały one pacjentów. Wyżej wymieniony proponował na przykład na wszelkie dolegliwości mikstury sporządzane z... ludzkich zwłok. Oprócz odkrycia układu limfatycznego Tomasowi Bartholinowi z Danii zawdzięczamy z kolei propagowanie doktryny tzw. „zapatrzenia się” przez kobietę w ciąży (nawiasem mówiąc, funkcjonującą do dziś). W XVIII wieku medyczni doradcy na dworze brytyjskiego króla Jerzego twierdzili, że upodobanie ciężarnej do jedzenia mięsa królika prowadzi do rodzenia królików, a w literaturze medycznej odnotowano przypadek miłośniczki owoców morza, której nowo narodzone dziecko miało kształt małża.
 
Dopiero na początku XX wieku medycyna zaczęła odzyskiwać rozsądek, a lekarze wreszcie zorientowali się, że mycie rąk to nie jest taki niepotrzebny kaprys i nawet ma sens. Młodzi prekursorzy nowoczesnych i (wreszcie) skutecznych metod musieli jednak ciągle stawiać czoła niechęci ze strony starszych miłośników tradycyjnych sposobów zwalczania pacjentów, tfu, chorób. W "Jak dawniej leczono" możemy przeczytać również o tym, jak przez stulecia zmieniał się los - i prawa - kobiet-pacjentek. Tak, poród to była prawdziwa szkoła przetrwania, podobnie jak kontakty z pionierami ginekologii. Na pocieszenie zawsze można obejrzeć "Histerię" z Hugh Dancym i przekonać się, że jednak mężczyznom zdarzało się wynaleźć rzeczy przydatne kobietom ;-) 



A to tylko kilka przykładów z książki kipiącej od ciekawostek i faktów tak dziwacznych, że aż chce się włączyć Google i upewnić się, czy to wszystko na pewno prawda (niestety tak...). Oczywiście teraz łatwo śmiać się z przypadków opisanych w książce i drwić z pomysłowych lekarzy. Jednak z drugiej strony, na niektórych eksperymentach zyskaliśmy wszyscy. Nielegalne sekcje zwłok pacjentów pokonanych przez nadgorliwych medyków doprowadziły do zwiększenia świadomości na temat wnętrza ludzkiego ciała, na tysiąc nieudanych eliksirów w końcu któryś zadziałał, a większość stosowanych obecnie lekarstw odkryta została przypadkiem, metodą prób i błędów... Dlatego czekając w kolejce na zarezerwowaną półtora roku wcześniej wizytę u okulisty, podziękujmy w duchu tysiącom pacjentów, którym wsypali do oka szkło, zanim wreszcie okazało się, że ten sposób jednak nie działa...

poniedziałek, 1 września 2014

Co nas czeka na jesieni, czyli garść zapowiedzi


Wakacje w wydawnictwie mijają niezwykle szybko (niestety!) – pracy jest bowiem co niemiara, a wszystkim przyświeca jedna myśl - zdążyć z książkami na wrzesień! Jak zawsze na jesieni czeka nas bowiem prawdziwy wysyp nowych premier. Wśród naszych nowości coś dla siebie znajdą zarówno fani „Przedwojennych najpiękniejszych fotografii”, jak i czytelnicy czekający na kolejne tytuły dotyczące historii drugiej wojny światowej. W serii „Szpiedzy XX wieku”, oprócz nowego wydania „Kryptonimu Garbo” również pojawią się kolejne tytuły. Największego natężenia nowości należy wypatrywać pod koniec października (wyruszamy na Targi Książki do Krakowa) i listopada (tym razem Targi Książki Historycznej).
 
 
Na tym tle wyróżniać się będzie przezabawna (i mocno przerażająca) książka „Jak dawniej leczono, czyli plomby z mchu i inne historie” (premiera już 17 września!). Autor w pełen czarnego humoru sposób opisuje, w jakich bólach rodziła się medycyna, którą znamy dzisiaj. Tytułowe plomby z mchu, leczenie zakochania za pomocą pijawek, gabinety osobliwości i publiczne sekcje zwłok, na które sprzedawano bilety to tylko niektóre z pomysłów, jakie przyszły do głowy medykom od starożytności do końca epoki wiktoriańskiej. Jeśli dodatkowo jesteście fanami serialu „The Knick”, również zdecydowanie musicie przeczytać tę książkę.


O wyższości George Smileya, bohatera powieści Johna Le Carre, nad Jamesem Bondem świadczy jeden fakt - ten pierwszy był prawdziwy. Tak, ten genialny szpieg, bohater, w którego na ekranie wcielił się m.in. Gary Oldman, miał swój pierwowzór – Johna Binghama. Ten potomek irlandzkich baronów, w 1940 r., jako młody, pełen zapału dziennikarz wstąpił do MI5. Skromny, wyjątkowo spostrzegawczy, obdarzony nieprzeciętnym intelektem i ciętym dowcipem, już wkrótce dał się poznać jako urodzony agent wywiadu. Jego umiejętności przeszły do legendy. Stał się mentorem młodych adeptów służby wywiadowczej, m.in. Davida Cornwella, znanego później jako John le Carré.  Miłośnicy prozy tego brytyjskiego pisarza z pewnością odnajdą w książce mnóstwo smaczków, ale również osoby, które nigdy o nim nie słyszały, powinny być zadowolone - to prawdziwa skarbnica informacji na temat brytyjskiego wywiadu.


 Kiedy ponad rok temu Wydawnictwo RM zakupiło prawa do tej książki Douglasa Boyda, nikt jeszcze nie spodziewał się, jak aktualny wydźwięk zyska. Sytuacja na Ukrainie sprawiła, że tytułowa „Ekspansja Kremla” jest dziś czymś więcej niż dobrym hasłem na okładkę. Douglas Boyd do polskiego wydania napisał nowy wstęp i dwa rozdziały poświęcone aktualnym wydarzeniom za naszą wschodnią granicą. A sam autor jest również bardzo ciekawą postacią – jako jedyny brytyjski pisarz stanął twarzą w twarz z KGB podczas pobytu w więzieniu politycznym Stasi i doświadczył zimnej wojny po obu stronach żelaznej kurtyny. Pisze z pasją (oprócz publikacji historycznych jest również powieściopisarzem) i doskonałą znajomością tematu.


Dwa nowe albumowe wydawnictwa poświęcone będą armii Trzeciej Rzeszy. „Armia Hitlera” i „Orły Hitlera. Luftwaffe w latach 1933-1945” będą bogato ilustrowanymi książkami dla miłośników historii militarnej.

Na jesień szykujemy również nowe „Najpiękniejsze fotografie”. Powrócimy do Poznania, przespacerujemy się po krakowskim Kazimierzu, a dzięki „Przedwojennej architekturze żydowskiej” odwiedzimy bożnice, mykwy, jesziwy i imponujące rezydencje łódzkich fabrykantów. Ale o tym będziemy pisać jeszcze szerzej – książki ukażą się dopiero późną jesienią.

Mamy nadzieję, że będziecie z nami we wrześniu, październiku, listopadzie... i potem, bo jedno możemy Wam obiecać - będzie coraz ciekawiej.